sobota, 8 lutego 2025

Magia zdjęć – jesień w obiektywie starej Zorki 6

 

Od dłuższego czasu myślałam o tym, aby wyjąć stary aparat i znowu, tak jak kiedyś, robić analogowe zdjęcia. Wtedy to nawet nie wiedziałam, że one tak nazywają się. Piękna jesień zmobilizowała mnie, aby połączyć dwa pasujące do siebie elementy: spacer i starą Zorkę 6. W lodówce leżał film, przeterminowany kilkanaście lat. Trudno, sprawdzę, może coś się uda. Nie byłam pewna czy pamiętam, jak ustawia się taki aparat. Zerknęłam do książki, którą podarowała mi babcia i wszystko było jasne. Jeżeli nie spróbuję, to nie będę wiedziała! 
Wiele lat temu miałam swoje „patenty”. Jednym z nich była „ściąga” czyli karteczka z podpowiedzią dotyczącą naświetlania kliszy. Znalazłam ją. To pewnie dzięki niej zdjęcia wychodziły całkiem ładne. Często rozmawiałam o nich z fotografem, który je wywoływał. To było ponad 20 lat temu. Teraz, idąc przez park przyglądałam się pięknym drzewom i stopniowo przypominałam sobie jaką frajdą jest robinie zdjęć aparatem, starszym ode mnie.
Ucieszyłam się, że w Zielonej Górze jest zakład fotograficzny, który zajmuje się fotografią analogową. Zaniosłam tam moją przeterminowaną kliszę. To była niezwykła chwila, gdy po kilku dniach odebrałam wywołane zdjęcia. Poprosiłam o zeskanowanie ich na pendrive.  Są w bardzo niskiej rozdzielczości. Nie wiem, czy jest to związane z jakością kliszy, czy ustanawianiami skanera, który przetwarzał negatyw w wersję cyfrową.  Postanowiłam pokazać je wszystkie, bo fotografowanie Zorką to magia. Tu pokręcisz, tam naciśniesz i do końca nie wiesz co z tego wyjdzie. Aparaty cyfrowe, a później smatrfony rozpieściły nas. Łatwe w obsłudze i bardzo szybko widzimy efekty naszej pracy. A tu nie ma tak lekko,  jest dreszczyk emocji, mała niepewność i niespodzianka.

 





























 

sobota, 25 stycznia 2025

10 lecie bloga „Moja przestrzeń”



Mój blog ma już 10 lat! Założyłam go w ostatnich dniach 2014 roku i miał to być trening przed wydaniem pierwszej książki. Ćwiczenie pisania poszło mi całkiem dobrze. „Izery. Moja rowerowa przestrzeń” została wydana w 2017 roku przez Wydawnictwo SORUS z Poznania. Minęło wiele lat, sporo wydarzyło się w moim życiu, a ja dalej piszę systematycznie i prawie co tydzień wrzucam jakiś wpis. Na początku były to relacje z rowerowych wycieczek. Później zaczęłam opisywać wszystko co mnie zachwyciło, poruszyło, przedstawiam też spotkania z niezwykłymi ludźmi. „Moja przestrzeń” to teksty, ale też zdjęcia i obrazki. Fotografuję od dawna, to było u mnie pierwsze, zanim jeszcze pomyślałam o pisaniu. Na blogu publikowałam zdjęcia z różnych aparatów: „zabytkowej” Zorki, Nikona1J2 nazywanego „Nikosiem” oraz telefonów: Nokia i Samsung („Kosmita”). Czasami ilustracją do wpisu były akwarele albo wcześniejsze rysunki.  Dla swoich prac stworzyłam  na blogu zakładkę „Moje rękodzieło”. Ciekawsze fotografie chciałam wrzucać do „Galerii jednego zdjęcia”. Jest tam teraz tylko jedna fotka, ale obiecuję, że niedługo się to zmieni. I już zachęcam, aby klikać w obie zakładki.
Przez 10 lat uzbierało się ponad 400 wpisów. Codziennie ktoś je czyta i jest już ponad 120000 wejść na stronę. Pojawiają się też miłe komentarze, czasem sympatyczna dyskusja, za co bardzo dziękuję. Wiem, że niektóre blogi mają po kilka milionów odsłon, zarabiają na reklamach i ogólnie mówiąc są bardzo modne. W pewnym momencie miałam pomysł aby bardziej rozreklamować „Moją przestrzeń” w socialmediach, ale poczułam, że to nie dla mnie. Gdy patrzę na statystyki, cieszę się. Widzę nie tylko liczby, ale to, że ktoś przeczytał mój wpis sprzed 5 lat, albo jeszcze starszy. Może zainspiruje się i pojedzie zobaczyć miejsca, które opisuję. Bardzo miło mi, kiedy spotykam znajomych, a oni mówią: „Wiesz zaglądam na Twój blog…”  Każdy wpis to kawałek mnie: wrażenia i emocje, chwile, które dane mi było przeżyć. Dzielę się nimi z Czytelnikami. To część mojej osobistej przestrzeni, do której zapraszam innych. W ciągu minionych 10 lat miałam chyba dwa poważne kryzysy pisania. Przetrwałam je dzięki Przyjaciołom, którzy wiernie mi kibicują. Zrozumiałam też, że nie trzeba daleko jechać, aby znaleźć coś ciekawego, wartego opisania. Zaczęłam z większą uważnością patrzeć na wszystko co mnie otacza. Myślę, że to dobry kierunek dla mnie i mojego bloga. Nie planuję żadnych zmian, chociaż  pracuję na starym szablonie bloggera. Przez 10 lat blog miał tylko jeden poważny atak hakerów, ale udało się to naprawić i oczyszczony wpis powrócił. 
Zastanawiałam się jak uczcić 10 lecie bloga. Pięknym podsumowaniem tego co piszę jest na pewno moja druga książka wydana w 2023 roku. Zatytułowałam ją „Moja przestrzeń”, opublikowałam w Wydawnictwie Ad Rem z Jeleniej Góry. Znalazły się w niej, wybrane wpisy z cyklu „Spotkania z drzewami” i „Stylowe ławeczki”. Mam jeszcze jeden jubileuszowy pomysł. Wśród kilkudziesięciu tysięcy zdjęć, które zrobiłam do swoich artykułów są takie, które bardzo lubię. Z okazji rocznicy właśnie te fotografie będę umieszczała w zakładce „Galeria jednego zdjęcia”.








niedziela, 12 stycznia 2025

Gwiazdkowe wspomnienia – bombki z czasów mojego dzieciństwa

Stare bombki czekały na mnie w kartonie, to był pierwszy rok, kiedy nie zawieszaliśmy ich na choince. Szukałam dogodnej chwili, aby je przejrzeć. W sumie dobrze, że nie zabrałam się za to w pośpiechu, między gotowaniem a sprzątaniem przed świętami. Kilka dni temu wreszcie znalazłam czas, aby pooglądać je, popytać Rodziców. Próbowałam ustalić, która jest najstarsza. Wytypowaliśmy dwie z jednego kompletu: jasno zieloną i różową. Nie wiadomo czy szyszki albo łezki nie są przypadkiem w tym samym wieku, a może starsze. Wszystkie ozdoby w kartonie były z lat 70. XX wieku a niektóre może z końcówki lat 60.  Pamiętam jak co roku wspólnie całą rodziną krzątaliśmy się przy choince. Teraz wspominając dawne czasy, sprawdziłam obecność moich ulubionych ozdób. Delikatnie, aby nie potłukły się wyjmowałam kolorowe szklane cudeńka. Ptaszek został tylko jeden, bez ogona i bez sprężynki z klipsem. Szyszki przetrwały aż cztery. Na jednej znalazłam tasiemkę. Odcięłam ją i wrzuciłam do kosza. Po chwili wyjęłam … To nie była zwykła szara tasiemka. Niesamowite! Przypomniała mi się chwila, gdy jako mała dziewczynka zawiązywałam, na szyszkach, biało srebrne wstążeczki. Nie mogłam wyrzucić tej co pozostała, chociaż biel poszarzała, a srebrne nitki zrobiły się czarne. O grzybek! Przetrwał jeden grzybek! Są też dwie łezki z tych najstarszych i pięć nowszych, ale jeszcze szklanych. Niebieska bombka w paski miała różnokolorowe koleżanki, niestety potłukły się. Z dawnych ozdób pozostały jeszcze światełka przypominające świeczki, ale nie świecą. Znalazłam zapasowe gwiazdki do kompletu, który migał. Komplet był przepiękny i pamiętam, że bardzo cieszyło mnie kolorowe gwiazdki migające na choince. Wyciągnęłam też bardzo stare srebrne łańcuchy i wplątane w nie włosy anielskie nazywane lametą. Zrobiłam ozdobom sesję zdjęciową i zapakowałam do nowych kartoników. Myślę, że przed kolejnym Bożym Narodzeniem zajrzę do nich. Może uda się naprawić światełka?

Zapraszam do galerii zdjęć i w sentymentalną podróż w czasy dzieciństwa, Myślę że każdy ma takie swoje ozdoby czy też inne przedmioty z dawnych lat, na które warto spojrzeć z refleksją, szacunkiem i wdzięcznością za chwile, spotkania którym one towarzyszyły.