niedziela, 20 lipca 2025

Szlakiem krakowskich witraży

 

Szkło pasjonuje mnie od dawna. Kiedyś w Szklarskiej  Porębie podziwiałam szklane przyciski do papieru, pamiątki sprzed lat i wykonane współcześnie. Popróbowałam pracy techniką fusingu w niezwykłej pracowni Olgi Basole w Zielonej Górze. Niedawno moje serce podbiły witraże. Magiczne połączenie: wyobraźni projektanta, mistrzowskich umiejętności witrażysty, właściwości szkła, jego kolorystyki i światła. Bez światła witraż byłby ciemną plamą. Wędrowałam po Krakowie szlakiem pięknych witraży. Wyznaczyłam go na podstawie informacji w internecie. Chociaż na zwiedzanie poświęciłam dużo czasu obejrzałam tylko część z mojej listy.

Józef Mehoffer w budynku banku.

Weszłam i po raz kolejny, podczas zwiedzania ciekawych miejsc, pomyślałam – kiedyś budowano ze smakiem. Pod czujnym okiem kamer i pracowników snułam się po banku, oglądałam stylowe wnętrza. Na pięknej klatce schodowej, dosłownie na wyciągnięcie ręki, była „Alegoria oszczędności” witraż o wymiarach 210 x 264 cm.  Nie mogłam się powstrzymać i delikatnie dotknęłam kolorowego szkła, jakbym chciała złapać w swoje dłonie promienie słońca przenikające do wnętrza. Jak to zostało zrobione? To nie jest pomalowane! Weszłam wyżej i znalazłam drugie dzieło Mehoffera, tej samej wielkości – „Skarbniki strzegące drogich kamieni”. Oba witraże zostały wykonane w Krakowskim Zakładzie Witrażów S.G. Żeleńskiego w latach 30 ubiegłego wieku. 
































Jerzy Nowosielski w Cerkwi Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny


Naprzeciw banku w starej kamienicy była Cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Nie wiedziałam o niej. Weszłam na chwilę, żeby przy okazji witrażowego szlaku zobaczyć ikony. Na ścianach w korytarzu wisiały zdjęcia Jerzego Nowosielskiego i projektów jego witraży. A wiec tutaj też były witraże! Samo miejsce to okazało się niezwykłe! W XIV wiecznej kamienicy przed II wojną światową znajdowała się synagoga. Później powstała tu cerkiew. Na piętrze utworzono prawosławną salę modlitwy. To właśnie tę salę zdobiły witraże zaprojektowane przez Nowosielskiego. Na parterze weszłam do pomieszczenia, gdzie zachowały się stare drewniane stropy i polichromie. Znalazłam tutaj raj dla mojego podniebienia – Herbaciarnię Czarka. Jeszcze dobrze nie wyruszyłam na mój witrażowy szlak, a już usiadłam pełna cudownych wrażeń. Nacieszyłam oczy pięknymi witrażami w cerkwi i w położonym naprzeciw banku. Przystanęłam na chwilę modlitwy przed dostojnymi ikonami. Po chwili smakowałam arystokratkę wśród herbat – Darjeeling z pierwszego zbioru, który właśnie przyleciał z Indii. 
 











poniedziałek, 16 czerwca 2025

Ławeczka wspomnień i akceptacji

 

Odwiedziłam drzewo, które fascynowało mnie wiele lat temu i znalazłam przy jego pniu ławeczkę. Usiadłam na niej, gałęzie purpurowego buka zwisały nad moją głową tworząc ogromny baldachim. Patrzyłam na park, trochę się tu zmieniło. Z wielkim sentymentem wspominałam kilkanaście lat, spędzonych w Wolsztynie: spotkania, spacery i pierwsze wycieczki rowerowe na mojej srebrnej Piękności. Tamten czas był dla mnie dobry i cenny, chociaż czasem nie było łatwo. Siedząc na parkowej ławce myślałam o Pani Teresie, Panu Damianie i Pani Uli. Ich ścieżki przeplatały się z moimi. O znajomych, z którymi spędziłam dużo czasu. Tak wiele im wszystkim zawdzięczam. O młodych ludziach, którym starałam się przekazać, co w życiu ważne. Mam nadzieję, że śmiało idą swoją własną drogą, a życie uśmiecha się do nich. Pamiętam Was wszystkich i cały czas macie ważne miejsce w moim sercu. Taka ławeczka wspomnień i akceptacji.  







sobota, 3 maja 2025

Buk w wolsztyńskim parku – spotkanie po latach


Drzewa zaczęłam fotografować wiele lat temu, gdy mieszkałam w Wolsztynie. Jedno z piękniejszych drzew, znalazłam wtedy w przypałacowym parku. Był to buk zwyczajny odmiany purpurowej, fotomodel wielu zdjęć zrobionych moją starą Zorką. Znalazłam kilka fotografii zrobionych jesienią, ponad 20 lat temu, gdy wolsztyński buk cieszył oczy odcieniami: od brązu do jaskrawej pomarańczy. Wiatr porywał jego liście i rozrzucał po okolicy tworząc niepowtarzalny kolorowy dywan. Po latach, w wiosenny dzień, odwiedziłam wolsztyński park i to niezwykłe drzewo. Jego liście z daleka wyróżniały się charakterystyczną purpurową barwą. Stał dumnie i zapraszał na wędrówkę po parku pięknie położonym nad Jeziorem Wolsztyńskim, albo schronić się przed deszczem lub skwarem pod kopułą jego ogromnej korony.  Widok pięknego drzewa przywołał wiele wspomnień z czasów, gdy mieszkałam i pracowałam w Wolsztynie. Chociaż „znamy się” tyle lat buk nie ma swojej nazwy. Może jednak ma... Kilka lat temu, w sporej kolekcji zdjęć, szukałam inspiracji do namalowania obrazu, który zatytułowałam „Drzewo życia”. Wybrałam wtedy wolsztyński buk. Tak więc nazwę już ma ale na swój portret musi jeszcze trochę poczekać.